Rzucił się na mnie i przewrócił

 "Rzucił się na mnie i przewrócił, nagle wybiegł z kaplicy, zaczął biegać po całym domu, kopać, rozwalać wszystko, co stało na drodze. Była już 5 rano. Potem znowu zszedł."

 Ksiądz Piotr Glas, choć z urodzenia jest Polakiem, pełni posługę w Anglii, a Słowo Boże głosi głównie w języku angielskim. Jego rekolekcje internetowe obejrzały już setki tysięcy Polaków! Ksiądz Piotr zachęca też do nowenny pompejańskiej. Porozmawiajmy!




Jak to się stało, że ksiądz zos­tał mianowany egzorcystą, i to w Anglii?
To było w czasie, kiedy większość egzorcystów zostało mianowanych, po przez tzw. „przypadek”. W tym czasie nie zajmowano się tym tematem i 99% kapłanów niewiele wiedziało na ten temat, ani nas o tym nie uczono i nawet wykładowcy niewiele wiedzieli. Pamiętam, jakoś pół roku wcześniej, temat ten zaczął mnie interesować. Oczywiście literatury o posłudze uwalniania było wtedy bardzo mało, nie tak jak teraz. Zacząłem zdobywać różne książki i materiały w języku polskim, angielskim. Zacząłem się tym interesować, ale właściwie sam nie wiem, dlaczego to robiłem. To była taka chwilowa fascynacja przestrzenią, której do tej pory człowiek nie znał, a powinien. Wcześniej czułem się tak, jak lekarz, który nie wie, gdzie jest żołądek. Pomyślałem sobie, co jest grane? Po co mi to wszystko?
Mieszkałem wtedy na takiej pięknej wyspie Jersey. Pewnego dnia o godzinie 4 rano, na plebanię przyszedł młody człowiek, miał 16, 17 lat. Znałem go i całą jego rodzinę, był moim parafianinem. Zapytałem się czy potrzebuje jakieś pomocy. To był luty, pamiętam, że było zimno, od oceanu wiał przeraźliwy, silny wiatr. Pytam się: „Co ty tutaj robisz?”. A on odpowiada: „Czy mogę wejść?”. Zastanawiałem się, co z tym zrobić. Pomyślałem, że jest może pijany, potrzebuje pieniędzy, albo jakiejś pomocy.
Wpuściłem go a on usiadł w przed­pokoju. Próbowałem wyczuć alkohol, ale nic nie było czuć, trochę tylko papierosami, nie alkoholem. Pomyślałem, że może jest naćpany? Wtedy powiedział: „Pomóż mi”. Spytałem, co się stało. Czego ode mnie chce? Jak mam mu pomóc? Czy skądś uciekł? Odpowiedział „Nie, byłem na imprezie całą noc, nad zatoką”. To było dość daleko, ok. 3 km od mojej parafii. Mówił, że musiał wyjść z tej imprezy i szedł wzdłuż morza 3 km plażą, a w połowie drogi znalazł piękną, białą różę. Tę różę przyniósł ze sobą. Dał mi ją. Zdziwiłem się, że jak to, róża w lutym na plaży? Może na ulicy ktoś by zgubił, ale na plaży? Piękna, biała róża, świeżutka. On powiedział: „Kiedy znalazłem tę różę, wiedziałem, że muszę tu przyjść”.
Tak jakoś mi się skojarzyła ta róża ze św. Teresą z Lisieux. Od Lisieux to było niedaleko. Pomyślałem, że może to święta Teresa go przysłała. Odprawiałem nabożeństwa do świętej Teresy, byłem w Lisieux, niedaleko mieszkałem. Wziąłem różę, poszliśmy do kaplicy, a on wtedy mnie poprosił: „Pomódl się nade mną”.
Zacząłem się modlić i modliłem się chyba ze 2, 3 minuty jakąś zwykłą modlitwą… I wtedy dostał szału. Jak zaczęło nim rzucać, jak się zerwał na równe nogi, oczy się zmieniły, nagle rzucił się na ołtarz i mówi do mnie tak: „To wszystko ci człowieku rozwalę, zginiesz, zdechniesz!”. Wziął świecę, zaczął rozlewać olej, mówił: „Spalę ten burdel!”.



Przerażające.
Rzucił się na mnie i przewrócił, nagle wybiegł z kaplicy, zaczął biegać po całym domu, kopać, rozwalać wszystko, co stało na drodze. Była już 5 rano. Potem znowu zszedł.
Pomyślałem: „Boże, co się znowu będzie działo, co to w ogóle jest? Jest chory czy co?”. Wpadł do kaplicy, wziął obraz Miłosierdzia Bożego i trzasnął mnie w głowę. Ramki wbiły mi się w brzuch o obraz spadł na ziemię. Mówi: „No i gdzie teraz ten twój Bóg?”. Podniosłem obraz i odpowiedziałem: „Tu jest” i postawiłem go znowu. Wtedy powiedział: „To wszystko spalę” i uderzył mnie z wielką siłą.



Czy miał ksiądz podejrzenie, że to siła złego ducha, czy że po prostu jest chory?
Znałem go więc wiedziałem, że chory psychicznie nie jest, ale przeszło mi przez myśl, że owładnął nim szatan. Pan Bóg doskonale przygotowywał mnie na to, bo gdyby nie książki, które czytałem kilka miesięcy wcześniej, spanikowałbym i pomyślał, że on się pewnie naćpał. W momencie, kiedy on mnie chwycił, rzucił mnie na ziemię i powiedział: „Ja cię teraz zabiję”, przeszły mi przez głowę wszystkie myśli. Pomyślałem, że pewnie rano znajdą mnie martwego w kałuży krwi. Może znajdą i jego. Nie wiadomo, jakie podejrzenia pój­dą w świat: co ja robiłem, może go zaatakowałem, a on się biedny bronił. Przyszła mi myśl, że to jest już koniec…
W tym momencie wpadłem na pomysł, żeby podejść do tabernakulum. Kiedy już zamachnął się na mnie, wyjąłem Hostię. W momencie, kiedy przystawiłem Pana Jezusa przed niego, rzuciło nim gwałtownie o ziemię. To tak, jakby ktoś go trzepnął z siłą boksera. Dopiero kiedy schowałem Pana Jezusa, on się ocknął i nagle zapytał: „Co się stało?”. Odpowiedziałem: „Zobacz, coś ty narobił”.
Zaczęliśmy sprzątać, potem poszedł spać. Obudził się po południu i nic nie pamiętał. Już wiedziałem, że potrzebne są egzorcyzmy, ale u nas w diecezji nie było żadnego egzorcysty. Poprosiłem biskupa o zezwolenie na egzorcyzm. No i cud, że biskup się zgodził. Szczerze mówiąc, nie miałem żadnego przygotowania. Do tego musiałem jeszcze przekonywać rodziców chłopaka. Rodzice mówili, że to może problem psychiczny. Powiedziałem jego ojcu: „Słuchaj podejmę się tego, daj dziecku szansę, bo jak nie, to on skończy w psychiatryku”. I ten argument zadziałał, bo na zachodzie w szpitalach jest mnóstwo młodych ludzi odurzonych lekami, na psychotropach, którzy potrzebują pomocy duchowej.


W XIX wieku żył karmelita, bł. Franciszek Palau, który odwiedzał zakłady dla chorych psychicznie i modlił się za każdego z osobna. Jeśli w czasie modlitwy ujawniały się symptomy demonicznego opętania, wiedział, jak im pomóc. Poprzez jego modlitwę wiele osób zostało uwolnionych od złego ducha i uzdrowionych.
Dzisiaj nikt mnie nie wpuści do szpitala psychiatrycznego. Pamiętam, jak byłem w nim kiedyś w cywilnym ubraniu z ukrytym Najświętszym Sakramentem. Kiedy wszedłem, rozległy się głosy: „Ty skurczybyku, ty chamie, ty ch., ty taki i owaki, wynoś się!”.
Nad tym chłopakiem odprawiłem w sumie pięć egzorcyzmów. To było coś strasznego. Zaprosiłem dwóch potężnych mężczyzn do pomocy. To byli robotnicy sezonowi, wiedziałem, że chodzą do kościoła, a znaleźć tam młodego mężczyznę, który chodzi do kościoła i wierzy to jest trudno. Zaczęło się piekło. To było zupełnie jak na filmie. To co się tam działo, co szatan robił, jak go wykręcał, przewracał, pluł… Teraz wiem, patrząc wstecz, ile wtedy błędów popełniłem, no ale to Pan Bóg tym kierował. Na piątym egzorcyzmie, który odprawiłem sam na sam, i który trwał chyba 15 minut, szatan go opuścił.


Sam na sam, bo inni już dali rady?
Nie. Przyszli, ale przed rozpoczęciem ten młody człowiek powiedział, że chce być ze mną sam. Pamiętałem, jak chciał mnie zabić, więc miałem obawy, że rzuci się na mnie i mnie załatwi. Nie wiedziałem, czy to trik od szatana, czy to tak ma być. Wziąłem figurkę Matki Bożej z Medjugorie, miałem taką piękną ikonę, i pomyślałem: „Trudno, ryzykuję. Jak mnie zabije, to mnie zabije”. Kazałem wszystkim wyjść, usiedliśmy naprzeciwko siebie. Kiedy odmawiałem modlitwy, on wpadł w trans, i w pewnym momencie usłyszałem głos, chyba od Ducha Świętego: by położyć ikonę na jego brzuchu. Kiedy to zrobiłem, jak ryknął, gwizdnął, wzdechnął i… koniec! Pełne uwolnienie.
On wtedy powiedział do mnie: „Coś ty mi zrobił?”. Nie wiedziałem, co ma na myśli. „No bo to było tak, jakbyś mi rozpalony nóż wbił w plecy, w brzuch, to straszny ból”. Wytłumaczyłem, że tylko położyłem ikonę Maryi. Chłopak został całkowicie uwolniony i jest szczęśliwym mężczyzną, bardzo blisko Boga.


Chciałem zapytać o rolę Maryi w procesie uwalniania. Z punktu widzenia teologicznego zdajemy sobie sprawę, z apokaliptycznego zwycięstwa Maryi nad wężem. Jej rola cały czas trwa i Ona triumfuje nad złym duchem. Jak to wygląda od strony praktycznej? Jaką rolę pełni np. różaniec?
Zawsze zaczynałem od modlitw „Rytuału rzymskiego”, ale potem dochodziło do walki duchowej. Taki egzorcyzm trwał nieraz 4, 5 godzin bez przerwy. To nie tak, że wystarczy odczytać Rytuał i „proszę przyjść za tydzień”. Miałem grupę pomocników ze sobą. To były niesamowite walki każdego z nas. Pamiętam, jak kiedyś ludzie odmawiali różaniec, kiedy ujawnił się zły duch. Szatan mówił: „Przestań. to przekleństwo te pacierze!”.
Kilka razy w czasie egzorcyzmów przyszła do nas Maryja. Szatan ją widział, opisał i wył. Ja tylko wiedziałem, gdzie Ona stała. Także Maryja przyszła do nas, kiedy miałem egzorcyzmy z duchownymi, szczególnie nad opętanymi zakonnicami. Maryja przychodziła wtenczas w sposób szczególny. Pamiętam taki chyba pięciogodzinny egzorcyzm nad osobą duchowną, w święto Bożego Ciała. Pod koniec straszliwej walki szatan powiedział: „Muszę wyjść, ale powiem ci: ja już bym cię wiele razy zabił, skur…nu, lecz Ona cię ochrania”. Zacząłem płakać. To był najpiękniejszy dar. Szatan musiał to powiedzieć, a na pewno nie chciał. Pan Bóg dał mi do zrozumienia: Ona cię ochrania. Szatan wyszedł i ta osoba została całkowicie uwolniona, wróciła z powrotem do pracy i jest wspaniałą misjonarką.


Zaskoczył mnie ksiądz. Traktujemy zagrożenia duchowe jako jakieś peryferia, myślimy, że opętanie zdarza się ludziom zabłąkanym, gdzieś daleko poza Kościołem. Ale okazuje się, że opętanie przez złego ducha jest możliwe także wśród osób konsekrowanych. Dlaczego? Przecież te osoby codziennie się modlą, chodzą do kościoła, mają kierownika duchownego…
No niestety, największym zagrożeniem jest po prostu podwójne życie. Największym zagrożeniem dla duchownych są sprawy seksualne i sprawy świętokradztwa. To jest furtka dla szatana. Dzisiaj szatan wchodzi poprzez poranienia seksualne, przez seks i poprzez świętokradztwo.
Załóżmy, że jest kapłan, który odprawia Mszę, bo ma taki obowiązek, a jest w stanie grzechu ciężkiego, bez spowiedzi. To już nie jest tylko otwarcie furtki dla szatana, ale całej bramy. To jest największe niebezpieczeństwo: świętokradztwo i sprawy seksualne, homoseksualizm.


To współcześnie bardzo niepopularne, powiem z przekorą, żeby wiązać homoseksualizm z zagrożeniem duchowym.
Jest wiele bram i furtek dla zła, które ludzie otwierają, są też i grzechy pokoleniowe, poranienia z rodziny, czy nasze własne grzechy i błędy które popełniamy. Ale szczególnie dla osób duchownych to są największe. Jeżeli zaatakuje jakiegoś świeckiego młodzieńca czy kobietę, to pół biedy, ale jeżeli ma osobę duchowną w garści, i ta osoba siedzi w tym i brnie dalej, no to tylko kwestia czasu, kiedy szatan wykorzysta taką osobę do zgorszenia. Wtenczas atakując takiego kapłana czy zakonnicę, ma potworną siłę rażenia dla parafii i dla Kościoła.


Uderz w pasterza, a rozproszą się owce… A wracając do różańca, to ksiądz, jak mało kto, żarliwie zachęca do modlitwy nowenną pompejańską. Jak to się stało, że ksiądz tę nowennę poznał? Skąd taka przyczyna, że ksiądz tak tę nowennę rozpowszechnia?
Zaczęli przyjeżdżać do mnie ludzie nie tylko z Anglii, ale i z całego świata, i mówili mi o nowennie pompejańskiej. Pomyślałem, co to za nowenna pompejańska? O co z tym wszystkim chodzi? Oni mówili: „Jestem tutaj dzięki nowennie pompejańskiej”. Pytałem: „Jak to dzięki nowennie pompejańskiej?”. Tych nowenn i modlitewek jest tyle różnych natworzonych, że jak tylko gdzieś jadę, ktoś mi wręcza tysiące różnych modlitw, objawień, i że mam coś z tym zrobić… Odpowiadam: dajcie mi święty spokój. A tu jeszcze jakaś nowenna pompejańska? No co nas to obchodzi, że „pompejańska”? Może to ważne dla Pompejów, dla Włochów, a nie dla nas.
Kiedy ktoś mi powiedział: „Zaczęłam odmawiać nowennę pompejańską i coś mnie do księdza tu skierowało”, pomyślałem, że muszę to zbadać. Znalazłem ją w internecie, ale nie zgłębiłem dokładnie historii.

Dopiero teraz wiem, kiedy przesłaliście mi książkę „Bartolo Longo. Od kapłana szatana do apostoła różańca”, dlaczego jest tak ważna nowenna pompejańska, a nie np. rzymska czy jakaś inna. Teraz zrozumiałem tę historię dzięki bł. Bartolowi Longo.

zrodlo: facebook, rozaniec.info

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czego szatan boi sie najbardziej ?

Ks. Piotr Pawlukiewicz : "Tam skarb Twój gdzie serce Twoje" - kazanie.